„Dobijając do czterdziestki“, z dreadami sięgającymi daleko za ramiona, powinienem być pogodzony z faktem, że mój wygląd nie zmieści się w określonym najszerszą szerokością i najdłuższą długością polu semantycznym rzeczownika „normalność“. Powinienem – ale nie jestem. Kto i na jakiej podstawie uzurpuje sobie prawo do decydowania o tym, co można określić mianem „normalnego“, a co nie? Cienka, czerwona linia przebiega pomiędzy „normalnością“ a „nienormalnością“. Albo gruba, zielona krecha. Pojęcia nie mam.
czytaj więcej...