Problemem Polski, a w zasadzie Polek i Polaków, jest bezustanne odgrzewanie kotleta historycznych wspomnień i taplanie się w sosie mesjanistyczno-cierpiętniczych postaw, z których wypływa ciągłe wzdychanie do rzekomo tragicznej, okrutnej i jedynej w swoim rodzaju przeszłości umęczonego i wciąż poniewieranego narodu. Minimum wiedzy historycznej zmusza do rewizji powyższego oglądu rzeczy – nieumiejętność budowy prawdziwego społeczeństwa, a więc grupy ludzi świadomych wspólnych celów i dążeń, oraz systematyczna dezintegracja państwa są elementami wrosłymi w historię Polski od zarania jej dziejów.
Klip zrealizowany przez Grzegorza P. Kowalskiego z Polip Studio z muzyką Kuby Łuki
Tezetwu narkotyki nie są ani dobre, ani złe. Dychotomiczne cechowanie zgodne z obowiązującym w naszej kulturze paradygmatem etycznym może dotyczyć tylko nas ludzi, a nie jakichkolwiek płynów, wiórów, suszów czy innych proszków. Tym z nich, które występują w przyrodzie i nie potrzebują nawet muśnięcia ludzkiej ręki, aby powstać, można przypisać jeszcze jedną, zabójczą dla ich rozhisteryzowanych przeciwników cechę – istnieją w określonym celu. Na pewno nie w celu wypalania, na przykład, pól koki miotaczami ognia.
130 lat intensywnej indoktrynacji spod znaku amerykańskiego postkolonializmu doprowadziło do tego, że pewne płyny, których raczej z morza nie odessiesz, ni z kory drzewa nie wykroisz, mogą uchodzić za dzieło sztuki, a na przykład powstające w oparciu o swój naturalny rdzeń odmiany konopi traktowane są jak broń biologiczna o zabójczej sile rażenia.
I co z tym fantem począć? 130 lat to szmat czasu, więc z dnia na dzień tego festiwalu paranoi przerwać się nie da. Nie mam również bynajmniej zamiaru twierdzić, że heroina, amfetamina, susz konopny czy extasy są równie bezpieczne i nieszkodliwe jak dobra woda mineralna.
Wykonać należy trzy kroki:
1. Zaprzestać całkowicie ścigania zwykłych konsumentów;
2. Zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczyć na program edukacyjny, w ramach którego specjaliści (a nie wąsiaty sierżant z komisariatu w Pcimiu Dolnym z wyleniałym 13-letnim owczarkiem przy boku) przedstawią wszystko, co wiąże się z używaniem wszystkich substancji wpływających w mniejszym lub większym stopniu na ustrój i psychikę człowieka (od kawy, papierosów, leków przez pochodne konopne aż po alkohol i heroinę [kolejność nieprzypadkowa]); ten program powinien trwać 8 lat i być skorelowany z czasem trwania nauki w szkole podstawowej (po przywróceniu dawnego podziału na 8-letnią szkołę podstawową i 4-, 5-letnie szkoły średnie);
3. Po zakończeniu pierwszego cyklu programu edukacyjnego ustanowić monopol państwa na produkcję i sprzedaż kilku najmniej szkodliwych substancji i prowadzić przez okres 3 lat monitoring sytuacji związanej z konsumpcją i jej konsekwencjami;
Niezależnie od wyników wyżej opisanego projektu, założonego na ponad dekadę, państwo nie ma prawa ingerować w prywatne życie obywateli i decydować o ich sposobach organizacji czasu wolnego, włącznie z konsumpcją dowolnych substancji. Państwo nie ma prawa wchodzić obywatelowi do domu! To jego sprawa, co w nim robi na swój własny użytek, a ewentualne problemy w życiu osobistym i rodzinnym są tylko i wyłącznie sprawą jego i jego najbliższych.
W przyrodzie były, są i będą występowały substancje psychoaktywne, a człowiek – podobnie jak wiele innych zwierząt – będzie z nimi eksperymentował, będzie dzięki nim modyfikował swoją percepcję i kreował nowe zjawiska. A że to gra niebezpieczna... Cóż, życie to niebezpieczna gra, jakkolwiek banalnie owa sentencja brzmi. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że największą wartością w życiu jest wolność, a przynajmniej dążenie do niej, a tej – mimo zapewnień władzy w każdym z obowiązujących systemów jej sprawowania – jak na lekarstwo. Narzucanie jednostce, co może wprowadzać do swojego organizmu, a czego nie oraz karanie ją za to pozbawianiem wolności, a w niektórych, szczególnie wynaturzonych państwach śmiercią, jest dowodem szczególnej perfidii i agresji władzy.
PS. Aspekt finansowy pomijam. Hipokryzja dzisiejszych państw, które czerpią pokaźne zyski ze sprzedaży alkoholu i tytoniu, bredząc gębami swych funkcjonariuszy coś na temat zdrowia publicznego, jest dostatecznie obrzydliwa, by pisać o zyskach i oszczędnościach, gdy chodzi o sprzedaż używek i życie oraz zdrowie (niekoniecznie tylko ludzi).